piątek, 30 czerwca 2017

Maciej Wojtyszko "Bromba i inni (po latach także...)"

Autor: Maciej Wojtyszko
Tytuł: "Bromba i inni (po latach także...) "
Ilustracje: Maciej Wojtyszko
Wydawnictwo: Agencja Edytorska "Ezop"
Miejsce i rok wydania: Warszawa 2012
Liczba stron: 132

Lektura dla klasy VI szkoły podstawowej

zdjęcie okładki pochodzi ze strony wydawnictwa Ezop

Kiedy dowiedziałam się, że Bromba jest w kanonie lektur szkolnych do szóstej klasy byłam święcie przekonana, że wszyscy ją znają. Brombę. Ale różowe okulary opadły już po wejściu do biblioteki. Ups, pomyślałam.

Możliwe, że "Bromba i inni" trafiła na listę lektur niedawno, ja w każdym razie czytałam ją dawno temu z własnej, nieprzymuszonej woli. Pamiętam Kajetana Chrumpsa, Gżdacza, Kota Makawitego,  Fikandra, Glusia. Może głównie dlatego, że jako dziecko oglądałam bajkę "Tajemnica szyfru Marabuta" i wymienione postaci pozostały jak żywe w mojej pamięci.

Tymczasem zajrzyjmy do świata abstrakcyjnych postaci. Nieznane, nazwane, przestają być obce.

Pciuch 24, który dostarcza pocztę jeżdżąc na hulajnodze, Bromba przemierzająca ścieżki z żółtą torbą przewieszoną przez ramię, obładowaną przyrządami pomiarowymi, Detektyw Kajetan Chrumps, który urodził się w labiryncie i wyszedł z niego drogą dedukcji. I Fumy, o których nie pamiętałam zupełnie, lecz ten cytat skłonił mnie do ponownego sięgnięcia po dzieło Macieja Wojtyszki:
"Fumy chodzą parami albo całymi rodzinami, wydając przy tym charakterystyczne fumkanie lub cipienie. Fumkamie jest oznaką niezadowolenia, natomiast w przypadku zadowolenia zwierzę cipieje." (str. 13)
Cóż ten Autor miał na myśli?

Vicewersowie dzicy, którzy ukażą się w lustrze temu, kto zbyt długo będzie w nie patrzył.

Psztymulce - rasa wielonarodowa , która zamieszkuje samochody. Uwaga: Psztymucle angielskie jeżdżą Jagularami.

Gluś, który zrealizował swoje marzenie i został filmowcem, zgodnie z pewną zasadą, która głosi iż:
"Mimo, że należał do istot niedużych, miał wielkie marzenie. Marzenia często nie są proporcjonalne do wielkości naturalnej osoaby i gdyby tak na ulicy obok przechodniów szły ich marzenia, to okazałoby się, że ci, którzy wyhodowali największe, wcale nie należą do wysokich i potężnych." (str. 78)
Z Glusiem po latach związana jest poniższa historia z Fumem zwanym Cennikiem ("ponieważ z upodobaniem wszystko wyceniał i lubił się targować do upadłego o swoją rację").
"Tymczasem Cennik, który uważał się za znawcę, ponieważ dość dużo podróżował i widział wiele rozmaitych Wydarzeń, postanowił doradzić Glusiowi, jak ma udoskonalić swoją pracę.
- Widziałem ostatnio Jaszczurkę - opowiadał - która w biały dzień na oczach publiczności wyciągała z ziemi i zjadała glisty. Glisty się tak ciągnęły, ciągnęły... I wiesz co ci powiem? To było wstrząsające! A ta Jaszczurka! Wielka artystka!
Gluś kiwał głową i mówił, że rozumie podziw Cennika. Wyciąganie i zjadanie glist, w dodatku w biały dzień, musiało robić bardzo mocne wrażenie.
Równocześnie Gluś miał pewność, że on sam nigdy glist jeść nie będzie. No to trudno, najwyżej publiczność przestanie przychodzić do jego norki. Ale któregoś dnia, tylko do najbliższych przyjaciół, powiedział tak:
- Wydaje mi się, że Cennik bardzo upraszcza. W Historię trzeba się najpierw Zanurzyć, potem śledzić jej Przebieg, potem Odczuć Napięcia i Sprzeczności, a na końcu przeżyć Odsłonięcie czegoś, co dotąd nie było przez nas wystarczająco zauważone, a jest Niezmiernie Ważne.
- Może Cennik potrzebuje do tego właśnie Jaszczurki - powiedziała pojednawczo Bromba.
- Może - zgodzili się Fikander i Gluś." (str. 114-115)
Wspomnę jeszcze o Zwierzątku Mojej Mamy, które po latach założyło Towarzystwo Roztkliwiania się nad Losem Innych.
"Towarzystwo Roztkliwiania współczuje fokom, że muszą się kąpać w zimnej wodzie, sójkom, że wybierają się za morze i nie mogą się wybrać, kangurom, że noszą takie ciężkie torby, a wiewiórkom, że psują sobie zęby, gryząc orzechy." (str. 117)
ZMM jako potomek Pterodaktyli i Fraktali wie, że najważniejsza w nauce jest teoria chaosu. Jest też świadome tego, że
"trzepot skrzydeł Motyla w jednym miejscu może spowodować wielki huragan kilka tysięcy kilometrów dalej. Wystarczy, że taki Motyl raz tupnie, a gdzieś tam zrobi się huragan!" (str. 118)
I po to właśnie jest potrzebne Towarzystwo Roztkliwiania: bo gdyby ktoś w końcu roztkliwił się nad Motylem, ten przestałby tupać i uniknęlibyśmy huraganu.

I co, czyż nie warto, poznać Bromby i innych stworzeń? ;-)


Wpis bierze udział w wyzwaniach:
- "Gra w kolory III (2017)" na blogu "Moje czytanie" Magalenardo,
- "W 200 książek dookoła świata - 2017".

O truskawkach

Trafiliśmy do Krainy Truskawek. Nie słyszałam o niej dotąd. Jak to człowiek niewiele wie...
Kraina stoi owsem i truskawkami właśnie. Myślałam, że zostawiliśmy naszą grzadkę hen daleko stąd, z myślą, że sezon się kończy, że już sobie nie pojemy, a tu taka niespodzianka.
Okolica pachnie.

Idziemy prawie sześć kilometrów a po drodze pola. Kupiliśmy czerwone, nagrzane słońcem truskawki bezpośrednio od rolnika. Szliśmy tak z myślą, że żeby zjeść będziemy musieli sobie nazrywać, wiadomo, pole jest, koszyczki leżą, ludzi brak. Ale trafiliśmy dalej na gospodarstwa, które truskawki sprzedają prosto z pola.

Cała kobiałka zniknęła w ciągu 4 godzin. Dojrzałe, słodziutkie soczyste.
Truskawkowy raj na ziemi.

 
 

czwartek, 29 czerwca 2017

Subiektywna historia polskiego komiksu wg. Karolków

Od kiedy starszy zainteresował się komiksami postanowiłam skierować go w stronę tego, co sama czytałam w jego wieku. Kajko i Kokosz, Kleks, Profesor Nerwosolek, Binio Bill, Tytus, Romek i Atomek. Bohaterowie z ostatniej strony "Świata Młodych". Legenda, legenda, i jeszcze raz legenda. Na szczęście gminna biblioteka ma w swoich zbiorach wydania książkowe tych komiksów. Przygody ostatniej trójki bohaterów zbierałam namiętnie gdy tylko ukazało się kolejne wydanie zeszytów. Najczęściej kupując je wnioskach Ruchu. Przygody Kleksa i średniowiecznych wojów wycinałam i sklejałam w książki. Takie zajęcia były.


Autor: Szarlota Pawel
Tytuł: "Złoto Alaski"
Wydawnictwo: Młodzieżowa Agencja Wydawnicza
Miejsce i rok wydania: Warszawa 1986. Wydanie I.
Liczba stron: 64


"Złoto Alaski" chyba za mocno nie zainteresowało Większego K. Odwołanie do Londona (skąd zaczerpnąć informacji o poszukiwaczach złota na Alasce), szczegółowe informacje o historycznych miejscach takich jak Dawson, a obok gadające wilki i skunks - chyba za dużo niewiadomych i niewiarygodnych rzeczy na raz.
Na Alaskę, do czasów gorączki złota można przenieść się z pewnym wysiłkiem mając do dyspozycji wyobraźnię, fragment mapy z czasów dziadka oraz pozyskany z lodówki śnieg (kiedyś lodówki wytwarzaly śnieg i lód, ale technologia no frost wyeliminowała te materie ze środka sprzętu).

Jeśli chodzi o mnie, to lubiłam komiksy o przygodach Jonki, Jonka i Kleksa, ale raziła mnie w nich ich ... skrupulatność. Trochę dziwne wrażenie.


Scenariusz i rysunki: Jerzy Wróblewski
Tytuł: "Binio Bill ...i skarb Pajutów"
Wydawnictwo: Krajowa Agencja Wydawnicza
Miejsce i rok wydania: Gdańsk 1990. Wydanie I.
Liczba stron: 46


I Binio Bill trafił na moment kiedy poszukiwany jest wielki skarb. Chodzi jednak o skarb plemienia Pajutów i tak się przedziwnie składa, że grupa Indian która ma mapę i jest wydelegowana do znalezienia skarbu, musi kopać... pod biurem szeryfa. Z drugiej strony mamy konkurencyjną grupę czarnych charakterów, która zdążyla zorientować się co do zamiarów Indian i ma ten sam cel. Kto pierwszy i sprytniejszy ten wygrywa. Szczęśliwie (jakże mogłoby być inaczej), aczkolwiek po barwnych perypetiach, dzięki którym czytelnik poznaje metody śledcze Indian (znów legenda-czy dzieci bawią się teraz w ten sposób??) wygrywają pozytywne postaci. Binio Bill stał się bohaterem zeszytu lektur Większego, więc należy uznać, że jego przygody były dla dziecka interesujące.

Tekst i rysunki: Tadeusz Baranowski
Tytuł: "Podróż smokiem Diplodokiem"
Wydawnictwo: Młodzieżowa Agencja Wydawnicza
Miejsce i rok wydania: Warszawa 1988. Wydanie II
Liczba stron: 64


Na koniec najbardziej oryginalna twórczość komiksowa. "Podróż..." oraz "Antresolkę Profesora Nerwosolka " znam również ze "Świata Młodych". To były najbardziej odlotowe i barwne historie. Zresztą obecne tu kolory i rośliny nadal wywołują moje zdziwienie i zainteresowanie.



Zaś po przeczytaniu komiksu po kilkudziesięciu latach od pierwszego razu odkryłam w nim dużą dozę autoironii, erudycji oraz niewymuszonej nonszalancji autora wobec swoich bohaterów.

Bohaterami komiksu Tadeusza Baranowskiego są czarodziej Lord Hokus-Pokus, profesor Nerwosolek ze swoją gospodynią Entomologią. Podziw wzbudzają niezwykle naturalistyczne ilustracje dinozaurów (które powstały w czasach kiedy jeszcze dinozaury nie przeżywały swego renesansu zainicjowanego filmem "Jurassic Park"). Podróż w czasie i przestrzeni możliwa jest dzięki niedużemu dinozauropodobnemu smokowi Diplodokowi, spotykamy tu krasnala przemieszczonego do tablic logrytmicznych oraz dobrą Babę Jagę, którą bohaterowie podróży ostrzegają przed Jasiem i Małgosią. Komiks Baranowskiego to faktycznie uczta dla bystrych i oczytanych czytelników bowiem autor stosuje gry słowne i zapożyczenia z różnych gatunków literatury.
To nie taki zwykły komiks.

Wydaje mi się też, że mam w domu książkę zatytułowaną "Skąd się bierze woda sodowa", której Baranowski jest również autorem.

Dzięki Margarithes [KLIK] wiem, że Autor oddał się malarstwu, a z ich szczerych, ciepłych rozmów wyłania się niezwykły, doświadczony życiem, mądry człowiek.



Wpis bierze udział w wyzwaniu:

- "Gra w kolory III (2017)" Magdalenardo na blogu "Moje czytanie",

- "W 200 książek dookoła świata - 2017".

wtorek, 27 czerwca 2017

Na wakacje

Wyruszamy, jak zwykle w swoim tempie, na wakacje. Rowery i torby spakowane, dzieci w samochodzie - jest 11:30 kiedy startuje silnik.
Do Większego K. dzwoni telefon.
- Powiedz Babci, że już jedziemy.

Po chwili słyszę:
- "Tak, już jedziemy. Właśnie jesteśmy przy bramie".


sobota, 17 czerwca 2017

Założenia, czyli teoria w praktyce

Lada chwila lato.

W drugim roku po posadzeniu głównych roślin w ogrodzie stwierdzam, że założenia się sprawdzają.  Miało kwitnąć i pachnieć. I tak na razie jest.
Po tawule Grefsheim zakwitły lilaki Meyera i chińskie (zapach unosił się odlotowy), którym towarzyszyła krzewuszka Nana. Teraz już kończą kwitnienie jaśminowce.



Fotoreportaż z powodu niespodziewanej awarii telefonu przesunął się w publikacji o tydzień, więc to, co na zdjęciach już częściowo przeminęło z wiatrem.


Róże w pąkach i rozwijają się, lawenda ma nadal kłosy (a u sasiadów kwitnie, hm).



I tu na scenę wkroczył czarny cień czarnego kota, który uporczywie demonstrował swoją ważność, "No kto tu jest piękniejszy?"



Potem na dłuższy czas zakróluje budleja, którą przycięłam drastycznie chcąc mieć przyrosty od ziemi, ale krzewy były trochę zaniedbane przez żywot doniczkowy i bałam się czy dadzą radę. Na szczęście dają :-)

W tym roku zostały wysadzone nowe kolory (pomarańczowy i żółty) gladioli vel mieczyków. Czosnek olbrzymi przekwitł, a ten z drobniutkich cebulek jeszcze zbiera siłę, pęcznieje i nie zdążył się otworzyć.
Tu zdjęcia dokładnie sprzed miesiąca.


 Z pięciu zasadzonych cebulek dały radę trzy:



Piwonie kuszą obietnicą, ale na razie drobnymi pączkami. Ziemia jest piaszczysta i jałowa, ale podlewam je czule.

I bez czarny o ciemnych liściach i różowawych kwiatostanach kwitnie:


Co cieszy nie tylko mnie


Poziomki i truskawki już są. Agrest musiał być podparty solidnym drągiem bo ma tyle owoców, że jeszcze trochę i by się biedny złamał. Próbuję ogarnąć szereg hortensji bukietowych. A konkurencja w postaci chwastów wśród lilaków, jaśminowców i reszty szczęścia (podlewana z zasięgu sąsiadowej podlewaczki) "pokazuje kto tu rządzi".

Lepiej tak:

czy tak?


Sąsiad po dwóch słowach stwierdził, że może ustawić tak sprzęt żeby woda nie dolatywala do nas. Jestem jak najbardziej za, bo najbardziej służy to chwastom.

Do zobaczenia!




wtorek, 13 czerwca 2017

Teoria śpiskowa

I jak tu nie wierzyć w teorie spiskowe...?

Wczoraj w ciągu dnia przyszedł sms od operatora, że czas na zmianę telefonu.
Po południu padła bateria - telefon się zwyczajnie, po prostu rozładował.
Wieczorem podłączyłam go i nacisnęłam po chwili przycisk by zobaczyć czy już można go włączyć (używam telefonu do kontroli czasu podczas budzenia). Pokazał wtyczkę, czyli że nie. Po kilkunastu minutach przełożyłam go do innego gniazdka i... już nie dał oznak życia.
Ładował się całą noc i nic.

I jak tu nie wierzyć w to, że była to zaplanowana celowa zdalna destrukcja sprzętu po wygaśnięciu gwarancji?!

Tym samym przepadły mi zdjęcia, które zrobiłam do postu o ogrodzie.

Buhuhuu




czwartek, 1 czerwca 2017

Złote myśli


Zasłyszana historyjka w jaki sposób niezbyt aktrakcyjna dziewczyna próbuje umówić się z wybrankiem:

"Wiem, że wyglądam jak granatowa Multipla [KLIK] w gazie, ale może byś się ze mną umówił...?"


She made my day :-))))




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...