piątek, 26 czerwca 2015

Las...

Kocham las.
Kiedyś lubiłam mówić o sobie, że wychowałam się w lesie. Dwa lata od mojego urodzenia do wyprowadzki rodziców mieszkaliśmy w domu Babci właśnie wśród lasów. Z opowiadań Babci wynikało, że las wyrósł na miejscu nieużytków, które kupili razem z domem dziadkowie. 40 hektarów, z czego las porastał już większość tego terenu w moich dziecięcych latach.
Teraz już może tak się z tym miejscem nie identyfikuję (Babcia zmarła 6 lat temu, dużo wcześniej na miejscu starego stanął nowy dom, okolica się zmieniła), ale nadal uwielbiam po lesie spacerować.
I dlatego także w tym roku jedziemy na wakacje w odludne, zalesione obszary, skąd do morza trzeba wędrować 45 minut.
Miodzio...

Dlatego na rozpoczynające się właśnie wakacje chciałam Wam polecić podręczny, w sensie wygodnego formatu i oryginalnej okładki foliowej na każdym egzemplarzu, rewelacyjny przewodnik po przyrodzie Polski.

Nota bene zakupiony z polecenia MNK - zaanektowany natychmiast przez Małego O. (który ma jakieś swoiste upodobanie do słowników i encyklopedii) - często zabierany przez Niego do przedszkola...
:-)

Autor: Dorota Zawadzka, Marek Stawski
Tytuł: "Las. Spotkania z przyrodą"
Wydawnictwo: Multico
Miejsce i rok: Warszawa 2007
Liczba stron: 336
 
Przewodnik zawiera opisy 500 gatunków opisów fauny i flory Polski. Drzewa, krzewy, rośliny kwiatowe, paprocie, mchy, porosty, trawy, ptaki, węże, żaby, ssaki, owady, motyle, grzyby...
Na wewnętrznych okładkach książki znajdziemy typy liści, kwiatostanów i owoców. Na końcu umieszczono alfabetyczne spisy nazw gatunków w języku polskim i łacińskim oraz wyjaśnienie trudniejszych pojęć przyrodniczych. A w środku całe mnóstwo ilustracji z opisem. Dzięki temu "Las" można potraktować jako klucz do oznaczania napotkanych okazów. Przy pomocy tej książki próbowałam zidentyfikować ptaszka, którego widzieliśmy na spacerze wczesną wiosną.



z naszych wędrówek po lasach i łąkach


Książka, którą polecam z ręką na sercu, nawet w TEJ internetowej księgarni jest dość droga, ale dla wszystkich interesujących się przyrodą i kochających las, jest to pozycja doskonała.

Warto zainwestować w przewodnik taki jak ten, ponieważ to wydanie jest praktycznie niezniszczalne: wydrukowane na kredowym papierze, chronione dodatkową okładką.




Recenzja bierze udział w następujących wyzwaniach:

- "Gra w kolory" Magdalenardo na blogu "Moje czytanie";

- "W 200 książek dookoła świata - edycja II - 2015 r." Edyty na blogu "Zapiski spod poduszki";

- "Czytamy polecane książki" Marty Kor na blogu "Okiem MK".



 

środa, 24 czerwca 2015

Sławomir Grabowski, Marek Nejman "Co w rurach piszczy"

Autor: Sławomir Grabowski, Marek Nejman
Tytuł: "Co w rurach piszczy"
Ilustrował: Edward Lutczyn
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Miejsce i rok wydania: Warszawa 1982. Wydanie pierwsze.
Liczba stron: 24
Wiek dziecka: 5 - 7 lat
Seria: "Poczytaj mi mamo"


Duże zainteresowanie czytaniem tej książeczki ze strony Małego O. było dla mnie niespodzianką i zaskoczeniem. Nie przypominam sobie, abym się nią bardziej zainteresowała w dzieciństwie, a tymczasem Mały O., owszem. Spodobała mu się do tego stopnia, że przez kilka wieczorów z rzędu była Jego ulubioną książeczką do czytania przed spaniem. Ale nie ma się czemu dziwić, bo zawiera tematykę wybitnie męską. Rury (od zimnej i gorącej wody oraz kanalizacyjna), lufcik, wywietrznik i winda toczą dyskusje między sobą na temat tego, jak im się wiedzie. Rura od gorącej wody wyje, bo ktoś nie dokręcił zaworu, rura od zimnej piszczy przez popsutą uszczelkę, wywietrznik musi stale obcować z zapachami, w tym niezbyt przyjemnym zapachem gotowanej kapusty, a winda narzeka, że ludzie zamiast chodzić po schodach korzystają z niej.

Wszystko to podczas nieobecności dorosłych w domu. A przysłuchuje się tym rozmowom kto?....
- Kuba.
I jego relacja znajduje się w książeczce. Finał jest bardzo zaskakujący, ponieważ okazuje się, że Kuba to pies. Ale przez cały czas trudno się domyślić, komu towarzyszymy w tym nasłuchu.


Recenzja bierze udział w wyzwaniach Magdalenardo "Odnajdź w sobie dziecko - III" i "Gra w kolory".
Więcej informacji na temat obu wyzwań znajduje się na blogu Magdy "Moje czytanie".










wtorek, 23 czerwca 2015

"Odnajdź w sobie dziecko" - pożegnanie

Tytuł posta jest trochę przewrotny i od razu poinformuję, że nie zamierzam pożegnać się z wyzwaniem Magdy w połowie roku. Skądże znowu!

Ale tak mi się skojarzyło.
Po kilku wcześniejszych podejściach udało mi się w końcu namówić Karolki na wybranie książeczek, które na stałe wyjadą z ich biblioteczek i z naszego domu. Dokupujemy nowe, adekwatne do wieku i zainteresowań pozycje i zaczyna na nie brakować miejsca.
Tym sposobem pożegnamy między innymi trzy książeczki, z którymi Karolki żyły od urodzenia. Te i resztę książeczek (głównie z modelinowej serii "Obrazki dla maluchów") oddamy naszej kochanej sąsiadce, która zawiezie je do szpitala. Tam na pewno się przydadzą.

Ale żeby o nich nie zapomnieć postanowiłam uwiecznić je tutaj. Te trzy najbardziej kojarzą mi się z niemowlęctwem Karolków. Oto one:

Autor: Urszula Kozłowska
Tytuł: "Piesek poznaje życie na wsi"
Ilustracje: Marek Szal
Wydawnictwo: Wilga
Rok wydania: 2008
Liczba stron: 22
Wiek dziecka: 0-3 lat

 
  


Autor: Urszula Kozłowska
Tytuł: "Traktorek i inne pojazdy"
Ilustracje: Agata Nowak, Daria Wiedermańska
Wydawnictwo: Wilga
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 18
Wiek dziecka: 0-3 lat
  
Te dwie książeczki mają wspólną "przeszłość". Obie powstały jako pewne podsumowanie serii "Mały ...".
I tak, jak pierwsza przedstawia bohaterów książeczek "Mała kaczuszka", "Mała krówka", "Mała świnka", "Mały piesek", "Mała kózka", tak druga, to "krewna" książeczek z tej samej serii: "Mały traktorek", "Mała ciężarówka", "Mała wyścigówka", "Mały radiowóz". Macierzysta seria była trochę większa i w pełni kartonowa, ale również o zaokrąglonych rogach. Zbieraliśmy po kolei wszystkie opowiadanka, które były wydawane i udało nam się znaleźć w księgarniach. Dwie powyższe pozycje nadają się dla bardzo małych dzieci z uwagi na miękką okładkę i mniejszy format, bardziej przyjazny maluchom.
 
Trzecia z książeczek, które żegnamy choć z pozoru tematycznie wygląda bardzo podobnie, jest nieco inna. Cechuje ją wpadający w ucho, łatwy do zapamiętania refren.
 
Autor: Agnieszka Frączek
Tytuł: "Zwierzęta na wsi"
Ilustracje: G.I. T. Films
Wydawnictwo: Wilga
Rok wydania: 2007
Liczba stron: 18
Wiek dziecka: 0-3 lat
 
Przedstawia osiem różnych zwierzątek najczęściej spotykanych na wsi, a każda z wierszowanych historyjek kończy się  tak:
"Na podwórku i w kurniku,
na pastwisku i w chlewiku -
wszędzie zwierząt jest bez liku!"
Autorka, którą jest znana twórczyni dla dzieci, Pani Agnieszka Frączek w czterowersowych wierszykach opisuje w wesoły sposób to, co najbardziej kojarzyć się może dzieciom z: psem, koniem, kogutem, owcami, kotem, krową, kaczkami i  świnkami.
Gdzie się kotek skrył? Nikt nie wie!
A on siedzi, hen na drzewie
i do ptaszków miauczy: - Miaaau!
Mleczka bym ptasiego chciaaał.
Trochę żal mi się żegnać z tymi pamiątkami po bardzo wczesnym dzieciństwie moich synków... Ale skoro sami dojrzeli do tego, aby oddać te książeczki, to nie będę na siłę zatrzymywała ich w domu. Może kiedyś natrafią na ten wpis i przypomną sobie pierwsze czytane im rymowanki. I to wtedy oni odnajdą w sobie dziecko...

Czasem trafiam w internecie na dyskusję lub pytanie jak zaszczepić w dziecku chęć do czytania i zamiłowanie do książek. Na pewno nie da się tego zrobić na siłę i wbrew własnym przekonaniom. A osobiście uważam, że najważniejsze to żeby zaczynać bardzo wcześnie i właśnie od najprostszych, wesołych, wpadających w ucho wierszyków, bogato ilustrowanych, kolorowych książeczek. Jeśli nawet nam będzie się wydawało, że dziecko nie słucha, to może zainteresują je obrazki? Książka stanie się naturalnym towarzyszem dziecka, a od tego już tylko krok do tego, by stała się jego nieodzownym przyjacielem.


Recenzja bierze udział w wyzwaniach Magdalenardo "Odnajdź w sobie dziecko III" i "Gra w kolory".
 
 
 
 

piątek, 19 czerwca 2015

Na wakacje


- Mamo, a czy wiesz, że kiedyś Polska sięgała do Morza Czarnego?
- Tak, zgadza się. To było dawno temu i wtedy Polska i Litwa były jednym krajem.
- I tata powiedział, że dziadek nie mógł się zdecydować, nad które morze jechać na wakacje: nad Bałtyk czy nad Morze Czarne...




 

środa, 17 czerwca 2015

Lato czeka

to tylko poniedziałkowy zbiór NASZYCH truskawek i poziomek, po dwóch dniach nieobecności


Mamy najkrótsze noce.

Od kilku dni budząc się około wpół do czwartej nad ranem widzę, że dnieje. Za 14 dni przełożę kalendarz na drugą stronę i będziemy mieli już górki w tym roku.

Chociaż... za 14 dni będziemy nad morzem.



Ciągle rozmyślam nad nagrodą za (tu uwaga!) udział, nie tylko prawidłową odpowiedź, w ad hoc ogłoszonym "konkursie". Podpowiadam - jest tam para.


Tymczasem coś ładnego i prostego (!) ze strony The Purl Bee:

 
 
 

A może chcielibyście coś takiego dostać ode mnie?


Będę na wakacjach, trochę więcej czasu na zajęcia dla siebie...

:-D



 

czwartek, 11 czerwca 2015

Poszukaj pary

Trochę poskandalizuję ;-) :-P

zródło http://natemat.pl/65343,rajstopy-antygwalty-nie-rozwiaza-problemu-czyli-historia-pewnego-zdjecia#

Z czym musi się zmierzyć matka o godzinie 5:40?

Musi się zmierzyć z odzieniem, które czai się w szufladzie.
Konkretnie ze skarpetkami, zwanymi podkolanówkami, zwanymi antygwałtami.
Jest to nierówna walka, przeciwnik podstępny, a bitwa musi rozegrać się błyskawicznie.

Oto dzisiejsza zagadka:

Zadanie 1. Na poniższych zdjęciach wskaż parę.

 


Zadanie 2. Ile widzisz kolorów?

Jeśli ktoś trafi i prawidłowo odpowie przynajmniej na jedno pytanie, przewiduję nagrodę.

P.S. To jest prawdziwy sprawdzian Waszej tolerancji i uczucia, jakim mnie darzycie ;-)
Liczę na owocną współpracę! :-)))

środa, 10 czerwca 2015

Christine Nöstlinger "Nowy mąż dla mamy"

Autor: Christine Nöstlinger
Tytuł: "Nowy mąż dla mamy"
Przełożyła: Izabella Korsak
Ilustrował: Zbigniew Lengren
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Miejsce i rok wydania: Warszawa 1989. Wydanie pierwsze.
Liczba stron: 160
Wiek dziecka: od 10 do 15 lat


Cieszę się, że udział w wyzwaniach czytelniczych pozwala znaleźć na półce z książkami (własnej lub bibliotecznej) prawdziwe perełki. Za taką uważam perypetie 10-letniej Susanne (zwaną Su), znalezione na półce w gminnej bibliotece. Książka dosłownie wpadła mi w ręce, i kiedy przekartkowałam ją i zauważyłam, że zawiera rysunki Pana Lengrena nie zastanawiałam się nad tym czy ją wziąć. W sytuacji kiedy nie jesteśmy pewni zawartości, ale jest ona okraszona charakterystyczną kreską ojca Pana Filutka bierzmy w ciemno! To nie może być kiepskie.

Lekturę pochłania się szybko.
Perypetie Susanne, jej starszej siostry Irmy, rodziców, babki zwanej Panią Sierżantem, ciotecznej babki Alice i około trzydziestoletniej ciotki Su, Irmeli są w pewnym sensie oparte o własne przeżycia autorki (o czym można przeczytać na zaklejonej biblioteczną sygnaturą okładce książki). Jednakże sposób ich przedstawienia, spostrzeżenia, obserwacje z życia poczynione w świecie kobiet, a mówiąc dosadniej: w świecie bez mężczyzn, oraz sposób w jaki świat zewnętrzny patrzy i odbiera ten pokręcony krąg bab są bardzo wyraźnie nacechowane dojrzałym, refleksyjnym i niezwykle krytycznym wglądem autorki. Są jednocześnie też zabawne i zaskakujące, i może dzięki temu wręcz brawurowe.

Z drugiej strony ten refleksyjny wgląd w sprawę nie jest lekką groteską, ponieważ jest zabarwiony wyraźnym niepokojem o zdrowie psychiczne występujących osób lub niepokojem o wpływ na stan nerwowy postaci, które zostały tu uwikłane. Fabuła zaś świetnie oddaje ten fakt, bo przyjrzawszy się oschłej, pedantycznej, poświęconej nieomal maniakalnemu sprzątaniu domu ciotce, widać wyraźnie, że ten typ osobowości rzucony w obce warunki, pozbawiony swojego rytuału dnia, na nieznanym terenie zaczyna zachowywać się jak ryba wyrzucona na brzeg. Obce otoczenie oraz stres powodują, że stan psychiczny ciotecznej babki ulega poważnemu zachwianiu, dzięki czemu następuje oczyszczający atmosferę zwrot akcji.

"Nowy mąż dla mamy" jest też świetnym obrazem kontrastów pomiędzy "czarną pedagogiką",  która rządzi w domu babki i którą próbuje się utemperować Su, oraz naturą dzieciństwa pod postacią tej dziesięcioletniej dziewczynki - jej spontanicznością, nieposkromionym sposobem bycia, który na dodatek okraszony jest bujną wyobraźnią i niewyparzonym językiem.

Christine Nöstlinger jest laureatką wielu nagród za twórczość dla dzieci i młodzieży (w tym najbardziej cenionej IBBY), co samo w sobie jest świetną rekomendacją do sięgnięcia po tę lekturę.
Zaliczam do udanych wyborów, ze wskazaniem: "przeczytać więcej tego autora".


Recenzja bierze udział w wyzwaniach:

- Magdalenardo "Gra w kolory" i "Odnajdź w sobie dziecko III"
- Edyty "W 200 książek dookoła świata - edycja II - 2015 r."

 
 
 
 
 



 

wtorek, 9 czerwca 2015

Biegać czy nie biegać, oto jest pytanie

Trafiłam jakiś czas temu, w odłożonej na bok do przeczytania gazecie, na wywiad z Moniką Jaruzelską. Wywiad został przeprowadzony przy okazji premiery Jej najnowszej książki "Oddech".
Trafiłam w nim na słowa, które przemówiły do mnie tym, czego sama nie potrafiłam wyartykułować: uzasadnieniem niechęci do tak rozpowszechnionego aktualnie biegania. Zresztą nie tylko tym...

Zajęcie to urasta w naszej okolicy do takiej skali, że jesienią wracając o zmroku samochodem do domu, mało uczęszczaną nieoświetloną drogą, obsadzoną z dwóch stron nowymi domami jednorodzinnymi, na odcinku 300 metrów minęliśmy sześciu biegających. Na nieszczęście, niektórych z nich w ogóle nie oznakowanych odblaskami...

Oto, co powiedziała Pani Monika
(do odgrzebania niezeskładowanej jeszcze na makulaturę gazety zmobilizowała mnie dygresja Momarty, w Jej ostatnim wpisie o "Ronji, córce zbójnika"):
"Wstydzimy się przyznać, że nie chce już nam się biegać, bo cywilizacja pogania, stoi z pejczem i chłoszcze po łydkach: "Biegnij! Działaj! Rób!". Nawet kiedy mamy wolny czas, to spędzamy go, biegając. Nic nie mam do biegaczy, nie chciałabym się podpisywać pod tym, co redaktor Dominik Zdort  napisał przeciwko nim i ich niejako nowej religii, ale ja to przeżywam już drugi raz. W latach 80. też tak było, tylko się nazywało jogging. Nie będę biegać, bo nie chcę już za niczym gonić ani przed niczym uciekać. I w walentynki wolę sobie poleżeć i pooglądać Klossa". Tymczasem wstydzimy się tego, że mamy ochotę zamknąć się w czterech ścianach, zasłonić okna i pobyć samemu ze sobą. Nie dajmy się zwariować temu, że na siłę musimy być młodzi. Szczęście to dla mnie umiejętność rezygnacji z pewnych rzeczy. Powiedzenie sobie: już nie. Na coś jest za późno.
Na co jest za późno? 
Na daleko idące zmiany. Na obiecywanie. Już sobie nie obiecuję, że zapiszę się na kurs języka, że zacznę chodzić na siłownię, bo nie zacznę. Bo mi się nie chce. To cudowne, że mogę sobie to powiedzieć. Cudowne jest to, że mogę gnuśnieć. Przyznać się do tego, że nie znoszę myć włosów. Jak wiele kobiet."

Czupryn A. (2015), Nie chcę za niczym gonić ani przed niczym uciekać. "Polska Głos Wielkopolski", nr 106, s. 12

sobota, 6 czerwca 2015

Co na to Indianie?

Czy ktoś wie o czym świadczą wyjątkowo długie przyrosty na iglastych, jakie się w tym roku pojawiły?


Bo jak nic, coś zapowiadają. Tylko co? Może starsi Indianie będą wiedzieć?

Trudno ciągle gadać i przeżywać choroby, więc wybraliśmy się na spacer na łąki.
Suchoooo. Naprawdę jest bardzo sucho. To dopiero początek czerwca, ale już widać, że nawet biedne kocanki piaskowe, które wcale wymagające nie są, jeśli chodzi o stanowisko glebowe, ledwo zipią. Jakieś takie skarlałe. Kto wie czy w ogóle wypuszczą kwiaty...



Za to trawy rosną na potęgę. Bogactwo traw.



Tutaj z perspektywy kolan, żeby pokazać, że dziecię wysokości metra trzydzieści może być całkowicie niewidoczne w tym stepie.


Sucho. Czterolistnej koniczyny nie dało się znaleźć bo biedne listki pozwijane przed słońcem.

W części podmokłej też sucho. Nie widać Samicy.


 
A nad robiniami, zwanymi potocznie akacjami, uwija się pracowity rój pszczół. Słychać przyjemne brzęczenie.
 
 
I ten zapach... Można też już wyczuć kwitnący dziki bez, który ma słodki, lecz dość ostry zapach.
 
tu jeszcze króluje robinia; uwielbiam ten zapach
Co na to Indianie?
 
 
Moi są nieziemsko usmoleni. Jak diablątka.
 
 
 
A na koniec chciałam się pochwalić, ze nastawiłam pierwszą samodzielną nalewkę.
Truskawkową :-D
 
 
 
 

piątek, 5 czerwca 2015

Naukowe rewelacje

Wczoraj późnym wieczorem obejrzałam na regionalnym kanale TV film dokumentalny o rzymskich katakumbach ("Katakumby Rzymu. Kolebka chrześcijanstwa"). Film został wyprodukowany przez niemiecką stację w 2008 r. Zainteresowała mnie tematyka, wróciłam wspomnieniami do wycieczki po Włoszech, na której byłam 15 lat temu, podczas której miałam okazję też być w katakumbach.
Prowadzone są nadal nad nimi badania i wykazały one, że oprócz chrześcijańskich miejsc pochówku znajdują się tam również żydowskie katakumby.
Naukowcy z uniwersytetu w Utrechcie pobrali z tych miejsc próbki, które następnie zbadano techniką znakowania węglem 14C.

Co się okazało? Katakumby żydowskie są około 150 lat starsze od chrześcijańskich. I uwaga sensacyjny wniosek jakim podzielono się z widzami, zacytuję w miarę możliwości wiernie tak, jak zapamiętałam:

"Może to świadczyć o tym, że chrześcijaństwo wywodzi się z judaizmu. Już w XX wieku (!)niektórzy naukowcy twierdzili, że korzenie chrześcijaństwa sięgają judaizmu."

...


Dobrze, to może teraz coś naprawdę ciekawego i odkrywczego (dla mnie). Otóż dowiedziałm się, że dopiero od IV wieku sztuka chrześcijańska zaczęła się koncentrować wyłącznie na męce Chrystusa. Wcześniej, czego dowodem są zachowane w katakumbach freski, chrześcijanie umieszczali na swoich malunkach tylko zmartwychwstanie, nie ma w nich krzyża. Wczesnochrześcijańskie obrazy wypełnione są za to wizjami szczęśliwego życia po śmierci, radosnego współżycia z otaczającą przyrodą oraz malunkami obrazującymi przypowieści (o Łazarzu, Jonaszu).


Powyższe "odkrycia" nie dawały mi spokoju więc o nich napisałam. I tak sobie myślę, że każdy ma eurekę na miarę swojej wiedzy (przekonań?).

środa, 3 czerwca 2015

"Paryski szyk w twoim domu". Poradnik dla nieporadnych

Autor: India Mahdawi i Soline Delos
Tytuł: "Paryski szyk w twoim domu. Stylowe wnętrza. "
Przekład: Elżbieta Bandel
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy Rebis Sp. z o.o.
Miejsce i rok wydania: Poznań 2013
Liczba stron: 208


Jakieś trzy miesiące temu w udostępnionej na FB zabawie wyszło, że moim zawodem powinien być dekorator wnętrz.
To się uśmiałam...
Dlaczegóż?
A dlategóż, iż osobiście uważam, że nie mam za grosz wyobraźni odnośnie tego, jak miałby wyglądać/być urządzony mój dom...
No i mamy problem ;-)
Uświadomiłam sobie ten "brak wyobraźni" dość dawno. Właściwie, to może jest to nadmiar wyobraźni. Po prostu mogłabym urządzić dom na tyle sposobów i w tylu różnych stylach, które są diametralnie różne a mimo to podobają mi się, że goście na wejściu łapaliby się za szczękę z bólu...

Taka samoświadomość jest moim zdaniem bardzo cenna, gdyż powstrzymuje człowieka od jakiegokolwiek pochopnego działania ;-) i kompulsywnego kupowania dodatków, na ten przykład.
Taka świadomość jest też bardzo kłopotliwa, ponieważ w jakimś urządzonym świecie trzeba żyć. A jak żyć, skoro nie wie się do końca jak ma on (ów świat w postaci otaczających ścian i mebli) wyglądać?

Urządzając zatem nowe miejsce zamieszkania postanowiłam nie zdawać się na swoje wahające się upodobania, tylko poprosiłam od razu o pomoc i współpracę architekta wnętrz. Stwierdziłam bowiem, że dom to na tyle poważna inwestycja i przedsięwzięcie, iż nie mam ochoty stwierdzić po jakimś czasie, że mieszkam w otoczeniu, które mnie męczy lub po prostu nie podoba mi się. Albo że otoczyłam się rzeczami, które, owszem podobały mi się w momencie kupowania, ale po latach efekt końcowy jest godny politowania.
To, co ustaliliśmy 5 lat temu realizuję w miarę możliwości (głównie finansowych). Z zaciekawieniem jednak patrzę zawsze na poradniki, katalogi, książki, itp. źródła, które dotyczą urządzania wnętrz. Nabyłam nawet kilka takich (po promocyjnych cenach).

Jednym z nich jest pozycja autorstwa Indii Mahdavi, urodzonej w Teheranie, znanej (lecz nie mnie) projektantki wnętrz o światowej sławie. Książka, jak można się było spodziewać, to zbiór ilustracji opatrzonych krótkimi, acz treściwymi komentarzami Indii. Mahdavi znana jest ze współpracy głównie przy urządzanu hoteli i innych miejsc publicznych, stąd może nieprzystawalność niektórych jej rad do realiów polskiego domu...

Ale kilka cennych (czytaj: możliwych do wykorzystania) interesujących wskazówek udało mi się wyłuskać. Podzielę się nimi, a co mi tam...
"Aby sprawdzić, czy urządzenie mieszkania jest funkcjonalne, zrób zdjęcie; ono uwydatni zalety i wady, których nie widać gołym okiem."
"Jeśli goście nie siadają spontanicznie na twojej kanapie, to znaczy, że stoi ona w złym miejscu."
Co do tych dwóch stwierdzeń zgadzam się z nimi bezdyskusyjnie.
"Kiedy obraz już zawiśnie, na ścianie tworzy się rodzaj "próżni"; albo obraz powinien podkreślać tę próżnię, albo próżnia obraz - jeśli się równoważą, jest źle."
Z wieszaniem obrazów zawsze miałam i nadal mam problem. Chyba podświadomie wyczuwałam, że jest tu jakaś "próżnia", która może mnie wessać, bo po prostu obrazów nie wieszam. Boję się.

Kilka prostych chwytów:
"Nie bój się dużych mebli. One optycznie powiększają pomieszczenie."

O przedpokoju:
"Dodaj akcent humorystyczny, żeby rozweselić gości już od progu."
Łamiemy zasady:
"Wybierz raczej fantazyjną etażerkę oświetloną ciekawym kinkietem niż zabójczy zestaw: prosta komoda + lustro + bukiet."
- no to strzał w stopę ;-) Lustra i bukietu jeszcze nie mam (tak samo jak komody), ale czy 1/3 planu to już zły plan?
"Używaj stolików jako "znaków przestankowych": bez wahania wybieraj kolorowe lub ceramiczne. Mały mebel może być mocnym punktem wystroju wnętrza."
"Ważna zasada, jeśli chodzi o stoliki i lampy. Wybieramy dwie różne lampy (najlepiej z żarówkmi o mocy 40 W), jeśli stoliki są identyczne. U vice versa."
I moja ULUBIONA rada:
"Papier toaletowy różowy, niebieski, we wzorki, czarny. Papier toaletowy musi być biały, koniec, kropka."
Coś dla Inwentaryzacji - Jej niedawnych dylematów remontowo-łazienkowych:

"Stosy czasopism na podłodze. Wybieraj je starannie, bo eleganckie czasopisma to elegancka toaleta. Moja lista przebojów: "Elle", "Vogue", a także "Vanity Fair" i ""The New Yorker", bo taki anglosaski akcent zawsze robi dobre wrażenie."
I rada uniwersalna, warto mieć to na uwadze:
"Meble i przedmioty, które gromadzimy z upływem lat, powinny odzwierciedlać naszą osobowość, nasze przeżycia, to, co kochaliśmy kiedyś, co kochamy teraz i kim jesteśmy. To mieszanka osobista i jedyna w swoim rodzaju, która daje wnętrzom wyraz. Zamiast z niej rezygnować, lepiej nadać jej niepowtarzalny charakter."  


"Dorzuć szczyptę czerni i bieli, dlatego że ich siła graficzna sprawdza się zawsze i wszędzie - ponieważ przyciąga wzrok i przydaje wnętrzu dynamizmu."



"Wybieraj rośliny wielkie, bujne i żywozielone, przypominające małe drzewa. Instrukcja obsługi: kup dwa fikusy (Ficus elastica) lub dwie monstery (Philodendron monstera deliciosa) w dobrym sklepie ogrodniczym i ustaw po obu stronach okna, aby stworzyły dla niego ramę jak zasłony."


Ja się czaję na bananowce...

Dzięki Indii odkryłam róż, o którym pisze że cieszy oko i warto go używać. Faktycznie coś w tym jest...

I na koniec moje ulubione zdjęcie z książki - szafa. Nie mogę oderwać od niej oczu:


A Wy, znaleźliście coś dla siebie? ;-) :-)

Więcej zdjęć z książki można obejrzeć TUTAJ.

Recenzja bierze udział w wyzwaniu "W 200 książek dookoła świata - edycja II - 2015" na blogu Edyty "Zapiski spod poduszki".




 
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...