środa, 30 kwietnia 2014

Szwedzki kryminał rządzi

Autor: Martin Widmark
Tytuł: "Tajemnica meczu"
Ilustracje: Helena Willis
Przełożyła ze szwedzkiego: Barbara Gawryluk
Wydawnictwo: Zakamarki
Miejsce i rok wydania: Poznań 2013
Liczba stron: 90
Wiek dziecka: od 8 do 12 lat


zdjęcie pochodzi ze strony wydawnictwa
Panie bibliotekarki były tak miłe, że odłożyły nam pod ladą wszystkie dostępne w bibliotece przygody Lassego i Mai! Ale my nie jesteśmy zachłanni i wypożyczyliśmy tylko dwie (wybór Większego K.), a resztę puściliśmy w obieg. Na te książki jest ogromny popyt wśród młodych czytelników i nie będziemy go monopolizować ;)
Footbolowe fascynacje starszego znalazły ujście w opowiadaniu o tajemniczym zniknięciu pucharu - trofeum za wygrany mecz między miasteczkami Valleby i Sandby. Wszystko dzieje się praktycznie na oczach kibiców w trakcie dorocznego meczu miedzy drużynami reprezentującymi miasteczka... i nikt nie wie kiedy, jak i kto jest sprawcą tajemniczego zaginięcia. Czy niemiła pani mieszkająca w pobliżu boiska, czy sprzedawca kiełbasek, który mógłby ukryć puchar w wózku, czy może trener drużyny Valleby, Farnco Bollo?

Lasse i Maja przeprowadzają szybkie lecz skuteczne śledztwo i odkrywają tajemnicę meczu.

Autor: Martin Widmark
Tytuł: "Tajemnica szkoły"
Ilustracje: Helena Willis
Przełożyła ze szwedzkiego: Barbara Gawryluk
Wydawnictwo: Zakamarki
Miejsce i rok wydania: Poznań 2013
Liczba stron: 90
Wiek dziecka: od 8 do 12 lat

zdjęcie okładki pochodzi ze strony wydawnictwa
Druga z wypożyczonych książek opowiada o niezwykłym zdarzeniu w miasteczku Valleby, polegającym na pojawieniu się w obiegu fałszywych stukoronowych banknotów. Maja i Lasse dość szybko orientują się, że banknoty są drukowane na nowozakupionej przez ich szkołę nowoczesnej kserokopiarce. Tym razem podejrzani są pracownicy szkoły. Nie jest ich wielu, ale śledztwo polegające między innymi na pobraniu odcisków palców dotyka wszystkich: od pani Ingi uczącej matematyki, pana Risto - woźnego, poprzez higienistkę panią Mary, aż po samego dyrektora szkoły. I wszyscy mogą być potencjalnymi sprawcami, ponieważ poszlaki wskazują, że mieliby motyw do oszustwa gdyż potrzebują pieniędzy!
(A uczucia uczniów wobec higienistki są takie same jak za czasów mojego dzieciństwa ;))

Ta przygoda jest trochę bardziej pociągająca od strony kryminalnej ponieważ pokazuje sposoby działania rodem z prawdziwej pracy detektywów. Główni bohaterownie aby stwierdzić kto jest winny, zbierają odciski palców. Ale by to zrobić, muszą wykazać się sprytem. Dla porównania - rozwiązanie zagadki z poprzedniej lektury opierało się na przesłuchaniach i dedukcji małych detektywów.

Z punktu widzenia dorosłej osoby mam trochę mieszane uczucia czytając starszemu te książki, ale nie bardzo potrafię w tej chwili powiedzieć w czym tkwi problem. W każdym bądź razie zupełnie rozumiem fascynację przygodami Lassego i Mai wśród dzieci.
Narracja prowadzona jest trzecioosobowo w czasie teraźniejszym jak w scenariuszu filmowym (pytanie: czy ktoś już to przeniósł na ekran??), czcionka jest duża i czytelna, zdania prosto skonstuowane, a ilustracje są co prawda czarno-białe, ale jest ich dużo.

Recenzje biorą udział w następujących wyzwanich:

"Odnajdź w sobie dziecko" na blogu Magdalenardo Moje czytanie;


- "W 200 książek dookoła świata" na blogu Edyty "Zapiski spod poduszki"; kraj autora - Szwecja.



wtorek, 29 kwietnia 2014

Doniesienia z wykopalisk

Najnowsze doniesienia z wykopalisk okołoogródkowych są takie, że od frontu domu, który nota bene nie jest frontem od ulicy (hehe) dokopałam się w miniony weekend do obfitych pokładów ceramiki.

Ceramika ta pochodzi z początku XXI wieku, jest zachowana w dobrym stanie, aczkolwiek mocno pogruchotana. Udało mi się odczytać inskrypcje - jest to Creaton.
Ceramika dachówkowa.

Uff, nie potrafię budować napięcia jak pandeMonia ;), ale mogę uspokoić ewentualne niepokoje publiczności o to, iż gminny archeolog wejdzie na ten teren i zamknie nam możliwość dojazdu do garażu...

Wczoraj też, zgodnie z zapowiedziami nasz wójt i rada mieli głosować w sprawie wycofania wniosku o zmianę planu zagospodarowania terenu, na którym mieści się nasze kochane osiedle  (tam, gdzie w tej chwili świeci pustką, a na horyzoncie majaczą drzewa - p. zdjęcie poniżej).

Nasza determinacja, jedność i świadomość tego, że w razie czego mamy w ręku argument siły, spowodowały, że wnioskodawca postanowił się poddać.
Należy teraz trzymać rękę na pulsie, a oko na radę z wójtem i możemy spać spokojnie :)

Zatem perspektywa z okna na razie nie ulegnie zmianie:


Przy okazji studiowania Studium, doczytałam się że na terenie wsi znajdują się stanowiska archeologiczne
śladów kultury łużyckiej i naczyń lejkowych.
Moje prywatne wykopaliska świadczą o tym, że tradycja zakopywania i pozostawiania śladów osadnictwa jest tu rozpowszechniona i podtrzymywana przez współczesne pokolenia...


Wiadomości dla pasjonatów zieleni:
Słoneczniki wzeszły. Co do sztuki.
Kwitną żonkile i tulipany.
Malwy (sztuk 3) odnalazły drogę spod ziemi do słońca.

Dokumentacja fotograficzna inną razą.

Miłego słonecznego dnia Wam życzę!

niedziela, 27 kwietnia 2014

Anna Onichimowska "Aleksander"

Autor: Anna Onichimowska
Tytuł: "Aleksander"
Ilustrowała: Aneta Krella-Moch
Wydawnictwo: Literatura
Miejsce i rok wydania:  Łódź 2006, wydanie III
Liczba stron: 64
Wiek dziecka: 8-12 lat



Zapraszam do świata Aleksandra.

Aleksander ma siedem lat i młodsze rodzeństwo - siostrę Izę i brata Filipa. W jego domu mieszka też żółw Wacuś oraz troll (czy krasolud) Magnus. Wacuś i Magnus są pełnoprawnymi członkami rodziny, mają głos, to znaczy mówią, a swoje zdanie wyrażają głośno i oficjalnie. Spotkamy tu smoki i potwory, ale wszystkie te stworzenia są łagodne, przyjacielskie i mają bardzo "ludzkie" upodobania (na przykład lubią kiszone ogórki). Rodzice Aleksandra obdarzeni są niezwykłą wyobraźnią i możliwościami, dzięki którym rodzina święta wielkanocne spędza na Wyspach Wielkanocnych oraz lata na dywanie odwiedzając zoo.

Książka, która była prezentem gwiazdkowym dla młodszego imiennika literackiego bohatera, spodobała się starszemu synkowi. "Jest bardzo śmieszna" stwierdził i czytaliśmy ją w kilkuopowiadaniowych odcinkach przez parę wieczorów.

Poza tym zaglądając na stronę autorki [klik] dowiedziałam się, że przykłada ona bardzo dużą wagę do ilustracji swoich dzieł, choć nie zawsze ma wpływ na wybór ilustratorów. Mam nadzieję, że ilustracje autorstwa pani Anety Krelli-Moch są w jej guście, bo moim zdaniem są bardzo staranne i cieszą oko:



Świat z opowiadań Anny Onichimowskiej jest naprawdę niezwykły.

I dobrze było sobie przypomnieć, że wśród książek mam jeszcze jedno jej dzieło, starego znajomego z dzieciństwa. Ale może o tym kiedyś jeszcze opowiem...


Przeczytane w ramach wyzwania "Odnajdź w sobie dziecko" na blogu Magdalenardo "Moje czytanie.


Rodzeństwo - temat na nowo odkryty

Autor: Katharina Ley
Tytuł: "Rodzeństwo - miłość, nienawiść, solidarność"
Tłumaczenie: Anna Kosiarska
Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy PAX
Miejsce i rok wydania: Warszawa 2004
Liczba stron: 182



Okazuje się, że dla współczesnej psychologii istnieje jeszcze trochę nieodkrytych obszarów i nieprzegadanych tematów. Ku mojemu zdziwieniu - jest nim także psychologia rodzeństwa.

Otóż, naukowo problemy między braćmi i siostrami sprowadzane były dotąd zawsze do kwestii rywalizacji między rodzeństwem i do kazirodztwa. Tymczasem właściwe ułożenie tychże relacji ma później wpływ na nasze życie prywatne oraz zawodowe: na jakość horyzontalnych relacji między współpracownikami oraz relacji w hierarchii przełożony-podwładny. Ku pocieszeniu - nigdy nie jest za późno, aby pogmatwane losy i układy między rodzeństwem wyprostować oraz uporządkować. Trzeba jednak do tego wspólnej chęci i zrozumienia oraz świadomości tego, gdzie leżą przyczyny konfliktów i niepowodzeń w relacjach, ponieważ, oto prawda na nowo odkryta i prawda-prawdziwa ;): relacje miedzy rodzeństwem mogą się rozwijać w trakcie całego życia.

Wybór lektury tej książki, zaproponowanej mi i pożyczonej kilka lat temu przez dobrą znajomą, nastąpił na skutek obserwacji zachowania moich dwóch synków. Na etapie przedszkolnych zabaw na ogródku doszło do tego, że starszy (o czym mi powiedział) był niezadowolony z tego, że jego młodszy brat za nim chodził.

Ja taki etap miałam w wieku 18 lat na obozie harcerskim, kiedy ukrywając się za namiotem, unikałam odwiedzin mojego o pięć lat młodszego brata. Nasza anonimowość jako rodzeństwa była tak zaawansowana, że co niektórzy uczestnicy tej "impezy", przypisywali siostrzeństwo zupełnie innej osobie :))

Ale, wracajac do meritum: zaobserwowanie podobnego zachowania z perspektywy wieku i własnego doświadczenia zasmuciło mnie, gdyż wolą moją jest, aby bracia żyli w zgodzie i harmonii, w układzie polegania na sobie i obrony wzajemnej na wypadek zagrożenia.
W dawnych czasch uwielbiałam, kiedy u którejś z babć gromadziła się cała rodzina (pojawiali się wszyscy bracia i siostry). Zawsze wtedy było wesoło, bardzo rodzinnie i bił z tego zgromadzenia blask i ciepło rodzinnych uczuć. Spoiwa tych spotkań (dziadków), rzecz jasna, już na tym świecie nie ma. I konflikty też jakby wyraźniejsze są...

Temat relacji między rodzeństwem nie jest dobrze znanym zgadnieniem. Uświadomienie sobie tego, dzięki pracy szwajcarskiej psycholog i terapeutki, tak naprawdę powoduje, że mamy przed sobą otwarte możliwości poznania. Co istotne, bywa tak, że dopiero czasowy i przestrzenny dystans wobec doświadczeń dzieciństwa, opuszczenie domu rodzinnego, założenie własnych rodzin, pozwala odkryć na nowo zainteresowanie swoim bratem czy siostrą.
Ta lektura utwierdza w przekonaniu, że jako dorośli, możemy stworzyć przyjazne, solidarne i pełne wsparcia relacje z rodzeństwem, nawet jeśli jako dzieci toczyliśmy wojny i oskarżaliśmy się wzajemnie o nierówne przywileje.

Jest tu opis i analiza wielu terapii prowadzonych przez K. Ley - takich zakończonych sukcesem, ale także takich, które skończyły się tragicznie, które pozwalają zauważyć, że bagatelizowany dotąd w psychologii wpływ dzieciństwa i nieujawnionych i nieprzepracowanych złych emocji wobec brata (siostry) może mieć bardzo duży wpływ na dorosłe życie - zawodowe i prywatne. A zdrowe układy w rodzinie są dobrą szkołą układania sobie relacji w dalszym, samodzielnym życiu.

Jest też to kopalnia złotych myśli. Książkę czytałam z samoprzylepnymi karteczkami pod ręką, zaznaczając co i rusz to, co mnie poruszyło.

Oto niektóre z nich (i przepraszam za, być może, przynudzanie :)):

""Co odróżnia rodzeństwo od dzikich plemion indiańskich?" - pyta Kurt Tucholsky w jednej ze swoich satyr. I odpowiada: "Indianie albo znajdują się na wojennej ścieżce, albo palą fajkę pokoju - rodzeństwo może robić obie rzeczy jednocześnie"." (str. 80)
"Nasza wiedza o doświadczeniach życia z rodzeństwem pochodzi często z relacji najstarszego z dzieci. Widocznie tak już jest, że to pierworodni najczęściej piszą, nauczają i prowadzą terapie. Ja także należę do nich. Sigmund Freud, także najstarszy, pisze o relacjach międy rodzeństwem: "Nie wiem, dlaczego z góry zakładamy, że muszą być one życzliwe, skoro przecież w osobistym doświadczeniu dorosłych liczne są przykłady wrogości wobec rodzeństwa i często możemy stwierdzić, że to poróżnienie ma swe korzenie w dzieciństwie, a w każdym razie istnieje od dawna."4  Negatywna wizja rodzeństwa stworzona przez Freuda i postrzegania wrogich uczuć między rodzeństwem jako czynników pierwotnych i warunkujących dalsze życie odcisnęły, niestety, silne piętno na psychoanalitycznym podejściu do problemu rodzeństwa." (str. 26)
"Znaczenie grup rówieśniczych w ostatnich dekadach wzrosło, ponieważ zmieniły się funkcje rodziny i same rodziny. Zwiększyła się jak nigdy dotąd społeczna i geograficzna mobilność rodzin. W miejsce dwupokoleniowej małej rodziny z matką, ojcem i dziećmi pojawiła się rozmaitość form rodzinnych, z dziećmi mającymi tych samych rodziców albo tylko wspólnego ojca lub matkę. Grupy rówieśników stają się przez to ważne jako czynnik zapewniający orientację i bezpieczeństwo emocjonalne, na przykład w nowych kontaktach przy zmianach rodzinnych i przeprowadzkach. Dotyczy to także w sposób istotny rodzeństwa, ponieważ musi ono wspólnie ustosunkwać się do rodzicielskich decyzji. Przychodzi mu to łatwiej jeżeli może się wzajemnie porozumiewać. W procesie kształcenia wykorzystuje się coraz częściej grupy rówieśnicze jako grupy, w których uczniowie uczą się i organizują. Także w profilaktyce antynarkotykowej w szkołach przekonano się, że specjalnie przeszkolony kolega z klasy może dostarczyć więcej skutecznych informacji niż nauczyciel. Rówieśnicy odbierani są jako bardziej godni zaufania i silniej motywujący."
O rodzicach i ich roli:

"Psychoanaliza koncentruje się głównie na kompleksie Edypa, na ojcu i matce i tym, co zachodzi między rodzicami a dzieckem. Na rodzeństwo nie zwraca się prawie w ogóle uwagi. Naturalnie, nie ma żadnej innej drogi która prowadzi w życie, jak tylko przez pierwotne zależności. Ma to swoje podstawy biologiczne i społeczne. W związku z potrzebą opieki i zależnością dziecka w trakcie pierwszych lat życia relacja z rodzicami odbierana jest jako ważniejsza i silniejsza niż ta, która łączy je z rodzeństwem. Ale przecież podstawowe ludzkie pytanie: "Ile znaczę dla innych", stawia się najpierw rodzicom i rodzeństwu. Można by prawdopodobnie powiedzieć: Stawia się je także rodzeństwu, jeśli na to oczywiście pozwolą rodzice."
"Rywalizacja między rodzeństwem z jednej strony i współpraca w związku braterskim z drugiej stanowią dwie strony tego samego medalu. Są one współzależne i warunkują się wzajemnie. Solidarną współpracę między rodzeństwem, jak już wspomniałam, bierze się pod uwagę zaskakująco rzadko. Prawdopodobnie w interesie rodziców jest podtrzymywanie rywalizacji i ograniczanie poczucia jedności. Faktycznie możemy ten proces ciągle na nowo obserwować. Rodzice osłabiają więzi między dziećmi, co zwykle jest skutkiem ich własnych, trudnych doświadczeń z rodzeństwem, z którymi nie poradzili sobie do tej pory, a które nieświadomie przenoszą na własne dzieci. Może kryje się za tym stach rodziców przed dziećmi oraz nadzieja, że łatwiej jest poradzić sobie z każdym dzieckiem osobno niż z solidarnym związkiem rodzeństwa. Jeśli dominacja rodziców powstaje z takich obaw i dla obrony przed dziećmi, pobudza to jeszcze bardziej niezdrowe współzawodnictwo między rodzeństwem, które pozbawia się w ten sposób możliwości zdrowej konfrontacji, ćwiczenia w sztuce rozwiązywania konfliktów i budowania solidarności. Tu ma także swoje źródło przeświadczenie o nierówności i niesprawiedliwości." (str. 22)
"Podczas wzrastania w rodzinie rodzice i rodzeństwo są dla dziecka pierwszymi partnerami miłości, których się pragnie, kocha, nienawidzi i potępia. Ich obraz towarzyszy ludziom przez całe życie. O ile zawsze wydawało się jasne, że wizerunek matki i ojca oddziałuje na nasz wybór partnera i dalsze partnerstwo, o tyle dopiero dzisiaj uznano ten sam zasadniczy wpływ niedocenianych długo relacji z rodzeństwem. Każde nowe doświaczenie uczuciowe miłości w dorosłym życiu nawiązuje z kolei do pragnienia by w ukochanym człowieku odnajdywać pierwsze osoby obdarzane miłością. Jednocześnie kochana osoba powinna naprawić wszystkie krzywdy, zadośćuczynić za bolesne przeżycia i powtórzyć to, co było doświadczeniem uszczęśliwiającym.(...) Podczas pracy w grupach terapeutycznych rodzeństwa stale doświadczam tego, że aby zrozumieć swój związek partnerski bądź nawiązać nową relację uczuciową, kobiety i mężczyźni muszą najpierw wyjaśnić swoją relację z - ukochanym - bratem lub siostrą. Świadomość, że problemy przeżywane w związku uczuciowym w dorosłym życiu pozostają w ścisłej zależności doświadczeń więzi z rodzeństwem, wymaga często najpierw pokonania wielkich lęków i oporów".

Kto się od kogo uczy:
"Każdy z nas ma jakieś wyobrażenie na temat tego, czego, jak, od kogo i kiedy nauczył się - w dzieciństwie, młodości  i w życiu dorosłym. Kiedy opowiadamy sobie o swoim życiu, zadziwia nas różnorodność tych doświadczeń. Rodzicie, ludzie starsi, rodzeństwo i rówieśnicy oraz nasze własne dzieci miały i mają w tym swój udział. Nauczyliśmy się od nich wiele różnorodnych rzeczy. A dziś nauka z tymi samymi osobami jest znów czymś zupełnie innym niż dawniej."
"Rodzice, którzy uważają, że mogą prowadzić dzieci po wytyczonych szlakach, stają na przeszkodzie partnerskiemu uczeniu się."
Jak uczą się małe dzieci? Fizyczne ograniczenie każe im patrzeć do góry na rodziców i starsze rodzeństwo. Tamci z doświadczeniem wiedzą, co robić albo czego lepiej zaniechać, aby się nie przewrócić, nie poparzyć języka, czy też przejść bezpiecznie przez ruchliwą ulicę. Małe dzieci sa zdane na uczenie się od starszych. 
Rodzeństwo uczy sę od siebie nawzajem. Ponieważ dzieci nie są w tym samym wieku - nawet różnica niewielu minut w przypadku bliźniaków i wieloraczków może być istotna - mamy do czynienia ze starszymi i młodszymi, doświadczonymi bardziej i mniej. Dla osiągnięcia pewnych sprawności w życiu młodsi potrzebują starszych, ale nie jedynie. Dzieci intuicyjnie wyczuwają, co wiedzą lepiej od starszych."
"Od czego zależy, czy dziecko w przyszłości będzie lękliwe czy śmiałe, zamknięte w sobie czy towarzyskie, bez inicjatywy czy energiczne? Od genów, od rodziców i ich wychowania, od rodzeństwa i rówieśników? Znajomość różnorodnych przykładów z życia codziennego i terapii, a także liczne badania naukowe, nie pozwalają dziś udzielić jednoznacznej odpowiedzi.17  Dzieci przynoszą na świat determinujący je materiał genetyczny, uczą się od rodziców i od siebie nawzajem - ale czy wiedza na ten temat pozwala udzielić zadowalającego wyjaśnienia?
Rodzeństwo i rówieśnicy uczą się od siebie nawzajem. Nawet w mało prawdopodobnym przypadku absolutnie równego traktowania przez rodziców dzieci i tak byłyby przekonane, że faworyzuje się jedno czy drugie. To, co rodzice mogą najcenniejszego przekazać dzieciom, to poczucie uczciwości i otwartości oraz uznanie każdego w jego wyjątkowości."
Nie jest trudno zostać rodzeństwem, ale jak nim być?:
"Rodzeństwo rodzi się jak równe sobie, jako równe pojawia się na świecie. Ale dzieci nie są absolutnie jednakowe - różnią się wiekiem, płcią, wzrostem, temperamentem, zdolnościami i reakcjami emocjonalnymi. Każda wspólnota rodzeństwa jest i pozostanie związkiem opartym na niejednakowości. Każde dziecko jest wyjątkową, niepowtarzalną istotą, która rodzi się we własnej, szczególnej rodzinie, w określonej konstelacji. Sytuacja rodziców i rodzeństwa będącego już na świecie, w chwili urodzenia się dziecka właściwie się nie powtórzy. Z każdym dzieckiem będzie nieco inaczej, wszyscy są bowiem coraz starsi i mają coraz więcej doświadczenia. Każde dziecko ma własny obraz rodziny." (str. 60)
"Mówi się, że świetność arcydzieła pochodzi stąd, że ból jego tworzenia nie jest już odczuwalny, lecz przemienił się w tajemniczy blask. Tak samo przeżyte w grupie cierpienie, jeśli się uda, zmieni się w dar dla wszystkich". (str. 68)
"Rodzeństwo, rodzeństwo przyrodnie i rówieśnicy mogą się wzajemnie wspierać i umacniać, jeśli tylko rodzice pozostawią im do dyspozycji konieczną do tego przestrzeń. Dlatego tak ważne jest, by rodzice uwolnili dzieci od roli ofiary czy świadka i uwierzyli im, że w obrębie własnego pokolenia, wśród rodzeństwa i rówieśników, będą zdolne nawiązywać nowe relacje oraz zaznaczać swą tożsamość. Zdolność nawiązywania kontaktów przez dzieci i młodzież z reguły jest niedoceniana. Jeśli młody człowiek potrafi rozróżnić, w czym jest taki sam, podobny, a w czym różny od rodzeństwa, łatwiej mu będzie określić swoje miejsce w świecie. W tym sensie kolejne rodziny mogą wzmocnić zdolność przeżywania ralcji horyzontalnych."

O walce o godność:

"Dawno, dawno temu na pustej drodze spotkali się przypadkowo żółw i lampart. No, nareszcie, powiedział lampart, który od dłuższego czasu usiłował schwytać żółwia. Gotuj się na śmierć! Na to żółw odrzekł: Czy możesz oddać mi pewną przysługę, zanim mnie zabijesz? Lampart nie miał nic przeciwko temu i zgodził się. Daj mi kilka chwil, abym mógł się przygotować na śmierć, poprosił żółw. I znów lampart nie miał nic przeciw temu i przychylił się do prośby żółwia. Ten jednak, zamiast stać spokojnie, jak tego oczekiwał lampart, zaczął się dziwnie zachowywać na środku drogi: wszystkimi łapami kopał i grzebał w ziemi i jak szalony rzucał piaskiem na wszystkie strony wokół siebie. Dlaczego to robisz? - spytał zdumiony lampart. Żółw odpowiedział: Ponieważ chcę, żeby ludzie, którzy po mojej śmierci będą tędy przechodzić, mówili: Tak, tu walczyło dwóch takich, co było sobie równych." 20 
Żółw kopie ile sił, nie walcząc o swoje zycie, bo lampart i tak jest silniejszy; nie skończy się to dlań szczęśliwie, gdyż zostanie pokonany. Tę afrykańską bajkę opowiadał pewien stary człowiek, który wraz z delegacją starszyzny przybył z prowincji do jednej z afrykańskich stolic, by tu przedstawić gotowość swojego ludu do walki o autonomię. "Walczymy. Może tylko po to, by ci, co po nas przyjdą, mogli powiedzieć: Zgoda, nasi ojcowie zostali pokonani, ale walczyli. Dźwięk bębna, który wzywa do walki jet ważny; odważne zaangażowanie się w samą walkę jest ważne; i opowiadanie potem historii tej walki - wszystko jest na swój sposób istotne. Mówię wam, bez żadnej z tych trzech rzeczy nie moglibyśmy się obejść. Jednak jeśli mnie zapytacie, która z nich zasługuje na orle pióro, zdecydowanie odpowiem wam: opowiadanie o walce.
Liczy się zachowanie godności, nawet tego, kto ponosi kleskę. Żółw umiera godną śmiercią, gdyż walczył o siebie i pozostawił znak. Ale to nie pełną godność w życiu zapewniają relacje horyzontalne.
Weźmy przykład wielu kobiet i dzieci w odchodzącym już w przeszłość systemie patriarchalnym w naszym społeczeństwie. Kobiety i dzieci "kopią w ziemi" ze wszystkich sił, z konieczności, z tęsknoty za godnością i akceptacją. Chcą w społeczeństwie żyć, a nie ginąć. W pewnych społecznie ważnych dziedzinach są wciąż słabsze od mężczyzn - w pracy zawodowej, pod względem zasobów finansowych i szans życiowych. Ale ich siły zwiększyły się dzięki walce podejmowanej w ostatnich dekadach. Kobiety rozwijają coraz bardziej nowe możliwości i odwołują się do starych cennych sił, które do tej pory nie były w społeczeństwie zauważane, ale są dla kobiet i dzieci równie ważne, jak dla mężczyzn. Zakłada to wyzwolenie się "z beznadziejnego kopania" i nieodzywania się. Potrzeba wymiany słów, mówienia i bycia słuchanym, słuchania i opowiadania - potrzeba relacji. Tylko w ten sposób staje możliwe partnerstwo pomiędzy podejmującymi jakieś kroki. Dzięki poszerzeniu horyzontów łatwiej dostrzegać mocne strony partnerów, a nie słabości, które może wykorzystać fizycznie silniejszy. Siła fizyczna jest tylko jednym ze składników sposobu postępowania w relacji międzyludzkiej."(str. 71-73)
"Godność można zyskać nawet w umieraniu i śmierci, jeśli nie było to łatwe za życia".
O partnerstwie i małżeństwie:

"Wyobrażenia i oczekiwania związane z partnerstwem w ciągu ostatnich dziesięcioleci znacznie się zmieniły. Obok małżeństwa jako partiarchalnej instytucji, w której głównie mężczyzna decydyje, a kobieta go uzupełnia, wśród par coraz częściej występuje walka o partnerstwo. W związku z rosnącymi aspiracjami kobiet do własnego życia, aktywności zawodowej i posiadania dzieci ich praca w rodzinie i poza nią wymaga uzgodnienia.
Zerwanie z tradycyjnie przyjętym i naturalnym porządkiem rzeczy wywołuje w każdym przypadku lęk i niepewność. Małżeństwo i partnerstwo nie stanowią już, tak jak dawniej bywało, naturalnej instytucji, zapewniającej byt i gwarantującej bepieczeństwo na całe życie. W porównaniu z przeszłością miłość w związku nabrała większego znaczenia. Oczekiwanie miłości staje się coraz ważniejsze. Wymaga ona oddania, opieki i poświęcenia wspólnego czasu. Życie codzienne staje się przy tym ustawiczną konfrontacją i negocjowaniem. To jest cena za to, że miłość, a już nie instytucja, znajduje się w centrum związku."
And last but not least - o grupach wsparcia:

"Współczesne doświadczenia pokazują, że grupy wsparcia dokonują więcej, niż mogą osiągnąć specjaliści i instutycje. Źródłem ich sukcesu są relacje horyzontalne, równość, akceptacja zależności oraz wiara we własne siły i w możliwości wspólnoty. Czasami może to by sojusz "rodzeństwa" skierowany przeciwko światu ludzi zdrowych, z którego osoby te czują się często wykluczone. To samo dotyczy grup ludzi samotnie wychowujących dzieci i żyjących samotnie. Potrzebują oni mniej fachowych porad z góry, a więcej zbiorowej, braterskiej wymiany doświadczeń. W równej mierze może ona działać zapobiegawczo, umacniać moralnie oraz wspierać dalsze działania. Ważną rolę odgrywa przy tym element solidarności i poczucia wspólnoty. W wymianie zdań na temat uciążliwych problemów tkwi możliwość lepszego poradzenia sobie z uczuciami bezsilności i tęsknoty za czymś. Dotyczy to także coraz liczniejszych i odgrywających coraz większą rolę stowarzyszeń ludzi starszych. Charakteryzuje je, tak jak inne grupy, duża siła emancypancji". (str. 176)

Wpis z recenzją bierze udział w następujących wyzwaniach:

- "Czytamy polecane książki" na blogu Marty Kor "MK Czytuje" - książka polecona przez koleżankę-przedszkolankę;



- "W 200 książek dookoła świata" na blogu Edyty "Zapiski spod poduszki" - kraj autorki: Szwajcaria.


4  S. Freud, 1982, Studienausgabe, t. II, jak również tom VII, s. 227, 238, Frankfurt 1982.
17  R.J. Harris, Ist Erziehung sinnlos?, Reinbek 1998; Petri, 1994; Kasten, 1993; Bank, Kahn, 1991.
20  Ch. Achebe, Termitenhügel in der Savanne, Frankfurt 1994, s. 145.

piątek, 18 kwietnia 2014

Wesołego Alleluja

Doczekałam się!!!

Siedzą na podnóżku przyniesionym z łazienki, hipnotyzując wzrokiem wyrastające za oświetlonym okienkiem pasma górskie i rozpadliny.
Stoją obok jak surykatki, obserwując powstawanie budyniowego kremu.
A potem, mimo zaliczenia pełnowymiarowej kolacji natychmiast żądają po kawałku dopiero co powstałego ciasta.
A, i najważniejsze: z niewinną minką potajmnie wykradają czekający krem, wylizują miski i końcówki od miksera...
Moje ciasto świąteczne - karpatka ;)

Wesołego Alleluja!

czwartek, 17 kwietnia 2014

Jaja różne - kolorowe i podłużne

Wielkanoc już tuż tuż.
Tym razem, spóźnione robótki tematyczne. Wydawało mi się, że jeszcze czas ... aż zrobiło się za poźno.
Nikt już raczej nie wyciągnie szydełka czy drutów, teraz czas na wypieki, pasztety (chociaż tu mam wątpliwość), sałatki...
No chyba, że w niedzielę po obiedzie, przy rozpalonym kominku, z widokiem na wiejący wiatr i padający deszcz...;)
(czego nikomu nie życzę, ale jaki mamy klimat każdy widzi)

Najpierw coś ze strony The Purl Bee:

kurcaki w skorupkach

Wzór do skopiowania - tutaj.

A poniżej wzory z książki, którą nabyłam sobie w prezencie gwiazdkowym z myślą wydłubania paru jajek na Wielkanoc. Formy styropianowe - są, szydełko - jest, wełna - jest. Na myśleniu się skończyło. Na drutach pończoszniczych nigdy jeszcze nie robiłam. Ale wzorki prezentuję - dla chętnych i zdolnych lub lubiących wyzwania i ryzyko ;)

Na szydełko:





I rozrysowany wzór:



A na druty takie słodkie pisanki:





W tej książce są jeszcze inne wspaniałości - sikorka, gołąb, motyle...



Na zakończenie, aby podkreślić wiosenny nastrój, zamglone spojrzenie na petuniowy żłobek: 


i wspomnienie krokusów:


W niedzielę zdążyliśmy z Małym O. wysiać słoneczniki z jednego opakowania - o akcji więcej tutaj. Wysadzone cebulki lilii powychodziły, a jeśli chodzi o malwy z sadzonek, to hmmm, zobaczymy co się będzie działo. Trzmielina wypuszcza nowe listki, trochę przyjęła się nierówno, ale jej nie usuwam, daję czas na pokazanie czy ma siłę.
Nawiększe nadzieje mam na widok żonkili i tulipanów, które już już mają zakwitnąć ... tylko albo znowu  zimno, albo pada.

Udanego dobrego dnia Wam życzę!

sobota, 12 kwietnia 2014

Kupą Mości Panowie

Są już pierwsze oznaki większego zaangażowania się matki w sprawy przyszłości wizji architektonicznej osiedla.
Dzisiaj w godzinach południowych, przerywając głośną histeryczną awanturę Małego O., zawitał do nas sąsiad, który osobiście składał wspólny protest mieszkańców. Tym samym awantura w wykonaniu młodszej latorośli urwała się błyskawicznie. Natomiast sąsiad, wyrażając uznanie dla moich argumentów merytorycznych przytoczonych w e-mailu do sąsiadów, zaprosił na przedspotkanie przed spotkaniem mieszkańców jutro.

I masz tu babo placek. Oczywiście przybędę tam, hehe, ale z marszu tzn. z wysokości schodów podzieliłam się wczorajszymi porannymi przemyśleniami mymi nad sposobem i kierunkiem dyskusji społeczeństwa z władzą o ważkie sprawy.
(Na moje przemyślenia małżonek pokiwał głową.)
A są one takie, iż bez palenia opon, głośnych protestów, oflagowania, blokady urzędu oraz oczywista nagłośnienia sprawy w mediach (a jest taka możliwość) nic nie zwojujem.
Tym samym mój merytoryczny wkład w dyskusję stanął na zakorzenionym w polskiej tradycji politycznej liberum veto oraz zmierza w kierunku rejtanowskich gestów...

Bierzmy przykład z górników, pielęgniarek, rolników i, z ostatnich wydarzeń, rodziców niepełnosprawnych dzieci. Tylko chamstwem (tu zbieram epitety, a nie przypisuję), pieniactwem, przemocą można przewalczyć uwagę i uwzględnienie swych argumentów.
Sąsiad powiedział "jeden człowiek przeciwko 160 ...", a co ja : "jeden, ale wszyscy wiedzą kim jest".

Phi, pomyślałam wracając do kuchni i kończąc zamiatanie podłogi. Młodyś, głupiś i naiwnyś, człowieku.
900 tysięcy podpisało się pod referendum w sprawie sześciolatków, i co? 500 przegłosowało, że sprawa niewarta uwagi.
Jakikolwiek urząd, którybyśmy demokratycznie wybrali, ostatecznie stoi wobec swojego elektoratu okoniem, żeby nie pisać po rumuńsku.

Sąsiedzi chcą grozić "niewybraniem" w przyszłych wyborach.  Ale groźba, doprawdy straszna 8-I

Zresztą powiem otwarcie i szczerze: nie mam nic do stracenia ;P W zeszłym tygodniu dziadkowie przywieźli nam generator prądu (taki mamy rejon, że niechby ino mocniej zawiał wiatr światło wyłączają, a było nie było wszycko na prąd teraz, takie panie czasy). Zaprowiantowanie mamy, że hoho (niektórzy potwierdzą ;)), chata zbrojona tak, że zasięg z komórek i internetu śmaki, a jak ochrona instalowała centralę to musiała dać mocniejszą bazę, bo sygnał ginął między ścianami, hehehe.

Podsumuję jednak tak, jakby wyznawcy religii korporacjonizmu określili, NAIWNIE:
mam cichą nadzieję, że wójt, który w poniedziałek ma być na spotkaniu, wysłucha i posłucha głosu ludu swego.

Prawda jest jednak taka, że niestety on nie podejmuje decyzji samodzielnie.

Zatem: Kupą Mości Panowie, kupy nikt nie ruszy!

czwartek, 10 kwietnia 2014

Agnieszka Stelmaszyk "Gdzie jest Kunegunda?"

Autor: Agnieszka Stelmaszyk
Tytuł: "Gdzie jest Kunegunda?"
Ilustracje: Marek Nawrocki
Wydawnictwo: Book House
Rok wydania: 2009
Ilość stron: 48
Wiek dziecka: 8-12 lat




zdjęcie pochodzi ze strony wydawnictwa
  Cytat z tyłu książki:
"Kuchnia polowa! Namioty! Latryna! ach, no i te rzmarzone oczy Kunegundy! Czy istnieje coś piękniejszego niż obóz harcerski na łonie natury! Ptaki śpiewają, drzewa szumią... zaraz, zaraz! A właściwie to gdzie jest Kunegunda?! Ups! Chyba się zgubiliśmy!"

Ta niewielka objętościowa książeczka, napisana dużym drukiem i bogato ilustrowana kolorowymi, dużymi rysunkami jest przeznaczona do samodzielnego czytania. Pochodzi z serii "Już czytam!". Ale mój prawie siedmiolatek na razie czyta głównie zestawienia wyników kolejnych kolejek T-Mobile Ekstraklasy. Czasem sięgnie po jakiś inny tekst, który go zaintryguje, ale samodzielne czytanie większych pozycji jeszcze przed nami. Zatem lektura "Kunegundy" przebiegła w ramach wieczornego czytania przed spaniem.

Szczerze? Książeczka długo leżała na półce, bo zawsze spoglądając na jej tytuł myślałam "to o dziewczynach, chyba bardziej dla dziewczyn". Ale nastąpił ów dzień, znaczy wieczór, i ułożeni w łóżku przystąpiliśmy do odczytywania.

I co? Niespodzianka, że hoho. Może z racji sentymentalnej faktycznie można ją bardziej polecić dziewczynom, a dlaczego? Jest tam lato, obóz harcerski, przystojny długowłosy druh grający na gitarze...
Same atrakcje dla dorastających dziewczynek, wiem bo sama nią byłam ;)  Ale książeczka jest też po prostu śmieszna i opisuje przygody dość młodych harcerzy (powiedziałabym raczej że zuchów), nie tylko dziewczyn.

A kim jest Kunegunda? Zachęcam do przeczytania :)



Recenzja bierze udział w wyzwaniu "Odnajdź w sobie dziecko" na blogu "Moje czytanie" Magdalenardo.

środa, 9 kwietnia 2014

Duchy czasów

Wystarczy wybrać (=wyrwać) się na kilka godzin z domu i jechać samochodem przez wieczorne, rozświetlone i jeszcze tętniące życiem miasto, a do ucha sączy się nieco inna (ale jakże klimatyczna) wersja ogrywanego tematu filmowego i świat nabiera zupełnie innych barw...


Takich z czasów powrotów z ekskursji -  nad ranem lub wieczorem. Co prawda do pustego lub obcego mieszkania lecz z sercem i głową przepełnionymi wrażeniami, obrazami, zapachami z zupełnie innych zakątków świata.

Wycieczka tym razem była spowodowana wizytą u fryzjerki. Zanim jednak wyrwałam się z domu, Babcia U. która jakby tylko czekała na to aż zostaniemy same, zrobiła mi dyplomatyczno-ideologiczne pranie mózgu sprowadzające się do słów (te mi najbardzie utkwiły w sercu): "Dzieci potrzebują matki, będziesz im tyłki podcierać".

Nic dodać nic ująć.
Ale sprowadzenie do parteru, przez najbliższą osobę (matkę), która zawsze sączyła we mnie wiarę w powodzenie nawet najtrudniejszych zamierzeń, zabolało mocno. Bardzo mocno.

Powód? Kobieta (ja) wychyliła się poza szereg i grupę, i napisała pismo z wnioskiem do władz lokalnych w sprawie wrogich planów wobec najbliższego sąsiedztwa i przyszłości osiedla.
Sprawa dopiero się rozkręca dla mieszkańców, bo gmina już dwukrotnie uchwaliła przystąpienie do zmiany, a mieszkańcy zjednoczeni sprzeciwem stawiają veto wobec pomysłu inwestora, aby tuż za ogrodzeniem domów jednorodzinnych postawić bloki wielorodzinne.
Taki mamy styl. Zamiast popierać harmonijny rozwój, zrównoważone koncepcje architektoniczne, BAM i pierdut, za chatką wypierdolić blok. Co tam blok - dziewiętnaście bloków, a centralną część osiedla zakostkować na miejsca parkingowe. Jeps i jest. A'la willa miejska. Na wsi.

Nieważne, że zaraz za osiedlem są tereny chronione krajobrazowo, że studium sprzed 3 lat (niespełna) mówi tylko o budownictwie jednorodzinnym. Kasa, misiu, kasa...

No, ale dzieci muszą mieć matkę, bo ojca i tak widują nieczęsto, więc matka napisała, wysłała, nawet już dostała wstępną odpowiedź, że uwagi zostaną uwzględnione (! :)) i zaproszona została na spotkanie konsultacyjne.
Matka jednak nie będzie się dalej angażować w dysputy, bo w czasie na to wyznaczonym (po godz. 18:00) trzeba zrobić kolację, dopilnować zmycia rzep z pięt, poczytać do poduszki, pogłaskać po łebkach i ... paść z zbroi.
Matka jednak nie popuści! Matka nie musi być głównym moderatorem awantury, przewodniczącą głosu ludu, zadowoli się eksperckim głosem doradczym ;)
Tylko niech go posłuchają!

To była część druga - rozprawy o panie i wójcie. Plebana tu nie ma, bo to nie jego teren ;)

A teraz jeszcze raz zagrajmy temat przewodni. Spokój w duszy i harfa :)*


A jak mi jeszcze coś się przypomni to napiszę osobno. Bo ja taki l'esprit de l'escalier jestem.


sobota, 5 kwietnia 2014

... na ziemię powaleni, wstajemy, nie giniemy



Ten post jest pisany od miesiąca przynajmniej. W międzyczasie ulubiony zespół Karolków i taty Obe zdążył wydać trzecią płytę... W międzyczasie pojawiło się wiele zupełnie niespodziewanych spraw, które mnie powaliło.

Ale oryginalnie w zamierzeniu tekst tej piosenki, zatytułowanej "Hymn", dedykowałam tym wszystkim, którzy stoją w obliczu nowych zasad rekrutacji do przedszkoli i szkół podstawowych... I jako odpowiedź, dla tych którzy te reguły wymyślają i stale "ulepszają".
Ktoś rzekłby - "to lekka przesada..."
I może ma rację, ja jednak uważam, że to co mają dla nas oficjalnie lub w zanadrzu nasi (przykro to pisać) przedstawiciele we władzach wszelkiego szczebla zwala z nóg przeciętnego obywatela.

Równo miesiąc temu, jadąc samochodem ze szpitala, w którym (czytając z opisu) usunięto mi wyniosłość z twarzy (!) miałam okazję przysłuchiwać się dyskusji w Radio Merkury. Afera toczyła się wokół planowanego przez poznańskich radnych wprowadzenia punktowego systemu rekrutacji do szkół średnich - ponadgimnazjalnych.
Dotychczasowe zasady rekrutacji planuje się zastąpić systemem punktacyjnym, który przyznaje konkretną ilość tychże punktów za określone „zasługi” np. miejsce zamieszkania czy zadeklarowane rozliczanie się z podatku w miejscu szkoły, że posłużę się małym skrótem myślowym. W przypadku przedszkoli i szkół to: posiadanie trójki lub więcej dzieci lub bycie matką samotnie wychowującą dziecko.

(Koleżanka z pracy rozważała już ewentualny rozwód, aby zwiększyć szanse pierworodnego na miejsce w przedszkolu).

Po rozmowie z bratem rodzonym, który był mnie nawiedził 3 tygodnie temu, a który posiada już starszą pociechę w publicznym przedszkolu, okazało się że zasady te doprowadzają do przewspaniałych paradoksów. Otóż, pomimo istnienia NADAL międzygminnego porozumienia mówiącego o tym, iż z powodu braku przedszkoli w gminie X dzieci z niej mogą uczęszczać do przedszkoli w gminie Y, i na podstawie którego w zeszłym roku pozwolono mu zgłosić dziecię do przedszkola w tej drugiej gminie, w tym roku nie mógł analogicznie zgłosić dziecka nr 2.
W odpowiedzi usłyszał, że ma czekać do maja. A jak się nie dostanie? - Jedno dziecko wozić z miasteczka A do miasta B, i jak się mają spotkać, któż to wie? Dla nas proste?
Ale, że brat mój rodzony na papierze mentalnie stoi i szermierkę stosownymi paragrafami ma obcykaną, nie dał się zbyć i dziecię zgłosił. Wbrew zasadom i konstrukcji systemu rekrutacji, poniewóż umowa nadal funkcjonuje i obowiązuje, jakby ktoś był zainteresowany.

Wiosenny kwiatek nr 2 – wymaga się deklarowania rozliczania się w US właściwym miejscu zamieszkania. Świetne pytanie zadała słuchaczka RM, wymieniając dzieci rolników, którzy podatków w świetle prawa nie płacą i jest to przykład z mego własnego jakby nie było poletka.

To co? Takie zdolne (a czemu nie) ambitne dziecko, nie ma już szans na to, żeby uczyć w innej (domyślamy się lepszej) szkole ponieważ rodzic pod karą pozbawienia wolności do lat 3 za składanie fałszywych zeznań, nie może podpisać oświadczenia, że rozlicza się w US właściwym miejscu zamieszkania. Nota bene, swój "urząd właściwy" posiada, ale czy się w nim rozlicza. Kto inny zadał tu pytanie o uprawnienia szkół do weryfikowania takich oświadczeń. Ha.

Planowane do uchwalenia prawo do danej szkoły, należało się będzie tylko tym rodzicom (i ich dzieciom), z których podatków ta szkoła jest utrzymywana. Inna słuchaczka skwitowała to stwierdzeniem, że urzędnicy nie umieją liczyć, bo wystrczyłoby tylko rozliczyć się między gminami, a nie blokować dostęp z mocy prawa.

"A co z równością wszystkich dzieci wobec dostępu do edukacji???" - padło zasadnicze pytanie.

"Utwórzmy uniwersytet eleganta w Mosinie i uniwersytet sowy i puszczyka w Puszczykowie" - padła inna propozycja.

To najprostsze rozwiązania i niech dzieci uczą się tam gdzie mieszkają. Finito. Albo zameldujmy dzieci w Poznaniu – proste, prawda. Ktoś jest chętny?

Doprawdy, nie da się żyć prostym nieskomplikowanym urzędowo życiem.

Koniec części I.

wtorek, 1 kwietnia 2014

Co nowego w świecie (UWAGA: wpis sponsorowany i przekupny!!!)

Zabiegani, za piłką, po zakupy, z formularzami zgłoszeniowymi do szkoły. Niedosypiający tworząc kukiełki do przedszkola, a w planach - przyszywając łaty na kolana na świeżo wydarte dziury.
Od tygodnia "leży" nieskończony wpis krytyczny (czy może krytykancki?) o tematyce społeczno-politycznej a czas pędzi nieubłaganie przed siebie.

Chciałam podziękować wszystkim wiernym czytelnikom, którzy tu zaglądają.
Sama widzę, że czasu jakoś coraz mniej na pisanie, na czytanie, na dzierganie choć dzień się wydłużył :(
Czy ma ktoś na to dobrą receptę?

Ale ale ... chciałam się pochwalić, że w piątek wieczorem byłam na spotkaniu autorskim z księdzem Adamem Bonieckim!
Tym sposobem spełniłam jedno ze swoich małych marzeń.
Zdobyłam autograf dla NMK, dzięki któremu zaproszenie miałam, i dla siebie. Nie zrobiłam sobie słitfoci z księdzem ;)
To naprawedę wielki człowiek, obdarzony niezwykłym spokojem a jednocześnie dystansem do siebie i otaczającej rzeczywistości oraz ludzi i otoczenia, w którym od wielu wielu lat przyszło mu żyć i pracować... Jednocześnie to nienachalnie religijny (jeśli można tak powiedzieć o... księdzu) i uduchowiony społecznik. Jego wypowiedzi i świadectwo mówią o tym, a czemu większość nie chce dać wiary i nawet nie zdaje sobie z tego sprawy, że kościół tworzą ludzie, a nie księża. Zapadały mi też w pamięci Jego słowa "Idea bez pieniędzy to utopia, a pieniądze bez idei to cynizm".
Cieszę się, że mogłam Go posłuchać i dzięki temu zrozumieć troszkę bardziej otaczający mnie świat... Tak,  bardzo.

Sytuacja polityczna jak jest każdy widzi. Wydarzenia na Krymie zbiegły się nieomal w czasie z naszym Krymem. Oby do tego nie doszło. Nie lubię spekulacji i czczych przypuszczeń, co ma być to będzie. "Róbmy swoje" - powiadam.

Na koniec mała autoreklama ;)

Do 5 kwietnia (sobota) 23:59 czasu polskiego trwa głosowanie w czwartej odsłonie "Finki z kominka", w której udało mi się popełnić wpis zatytułowany "Przedwiośnie".
Po cichu liczę na Wasze głosy, a jak nie chciecie głosować na mnie, to głosujcie wedle sumienia i upodobania :) Bardzo podoba mi się to, co napisała pandeMonia.

Dla dysponujących wolnym czasem - wszystkie wpisy dostępne są u Fidrygauki - tutaj.
Tam też można oddać swój głos. Jeden raz z jednego komputerka.

Albo na samjuśkim końcu mojego wpisu czyli - tu.

Nie obiecam Wam miejsca w przedszkolu, ani darmowej książki dla pierwszoklasistów, nie mam planów na rozbudowę stadionu, 20 kilometrów autostrady czy położenie asfaltu i chodnika do najbliższej wiejskiej szkoły. Chłe chłe chłe, ale mam dżem z borówek, czereśni, renklod i brzoskwiń. 
To co mam Wasz głos? :DDDDD

No to - aby do lata ;)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...